DaJBuZzzI zapytał(a) o 11:27 Jakie są piosenki z bębnami w tle? chodzi mi o taką jedną i nie mogę jej znaleźć, ale ciągle grają w niej bębny 0 ocen | na tak 0% 0 0 Odpowiedz Odpowiedzi barbie xd odpowiedział(a) o 11:27 np. halelele ;D albo masterpice - meg & dia 0 0 l_lola odpowiedział(a) o 21:56 Michael Jackson - They Don't Care About Usmam nadzieje ze chodzi o tą dasz naj ? :) 0 0 Uważasz, że ktoś się myli? lub
Jesteś na: iSing > Forum dyskusyjne taktaktakkobieta, 30Wiocha nad morzem ;) Nagrań: 14, Postów: 2707 17 lutego 2012 o 23:49 Zgłoś do moderacji Cytuj Witam, Pilnie potrzebuję zrealizować wizję, które się mieści w mojej głowie 😃 Otóż poszukuję zwiastuna filmowego, w którym na początku są bębny (ale nie takie grające cały czas tylko coś w rodzaju: - jedno oderzenie bębna wielkiego - kilka klatek ze scenami, które zanikają do czarnego ekranu - dwa uderzenia bębna wielkiego - kilka klatek ze scenami które zanikają (oprócz bębnów nie ma żadnej muzyki w tle) itd. Coś mi się obiło o uszy i oczy że gdzieś widziałam takie zjawisko, nawet wydaje mi się że może ono być dosyć często stosowane. Bębny mają być podobne do tych z początku tej piosenki: Chodzi mi o sam dźwięk tych bębnów na sucho i najlepiej w częstotliwości - jedno uderzenie - dwa uderzenia - jedno - dwa... itd. A między bębnami pauza A i nie chodzi mi o intro z 20th century FOX. Z góry dzięki za propozycje Moje serce to jest muzyk, improwizujący :) taktaktakkobieta, 30Wiocha nad morzem ;) Nagrań: 14, Postów: 2707 18 lutego 2012 o 11:39 Zgłoś do moderacji Cytuj Nikt nie wie? Moje serce to jest muzyk, improwizujący :) xbakusdanioxmężczyzna, 20Wałbrzych Nagrań: 126, Postów: 1253 18 lutego 2012 o 14:45 Zgłoś do moderacji Cytuj Takie coś można zrobić na przykład w Fruity Loops w maszynie perkusyjnej wtedy sobie można ustawić dźwięk bębna i czas przerwy jaki potrzeba ----------xbakusdaniox----------- ☺☼♪♫▬▬▬▬▬▬▬♫♪☼☺ praetormężczyzna, 45 Nagrań: 0, Postów: 212 18 lutego 2012 o 14:59 Zgłoś do moderacji Cytuj może tutaj coś pani dla siebie znajdzie: DŹWIĘKI BĘBNA np ?? "Jeden sprawiedliwy robi diabłu więcej kłopotów, niż milion ślepych wyznawców" Khalil Gibran taktaktakkobieta, 30Wiocha nad morzem ;) Nagrań: 14, Postów: 2707 19 lutego 2012 o 20:51 Zgłoś do moderacji Cytuj oo, dzięki! Będzie dobre Moje serce to jest muzyk, improwizujący :) Zaloguj się, aby odpowiedzieć w temacie. Nie masz konta? Zarejestuj się!
To nowatorskie podejście do prania w postaci pralki z dwoma bębnami. Pralka jest ładowana od przodu i ma na górze zwykły, standardowy bęben, natomiast pod nim znajduje się szuflada z dodatkowym bębnem. Można w obu prać jednocześnie, ustawiając w dolnym np. pranie białych ubrań albo tych wymagających programu do tkanin delikatnych.90. Kombi – Pamiętaj mnie [muz: S. Łosowski; sł: M. Dutkiewicz; 1989]Ciekawe co powiedzieliby synth-popowi reakcjoniści, Joel Ford i Daniel Lopatin, gdyby pokazać im „Pamiętaj mnie”? Czy wówczas, pytani o inspirację dla ich wspólnej płyty, wskazywaliby Kombi? Możemy przeprowadzić symulację: Pitchfork: Wasz album, „Channel Pressure”, wykorzystuje całą paletę archaicznych brzmień syntezatorów. Nie boicie się, że kiedy minie moda na lata 80., zupełnie wypadniecie z obiegu? Ford: Nie, stary, posłuchaj jak to brzmi – to nie są żadne archaiczne brzmienia, tylko jakaś szalona futurologia, *zapowiedź przyszłości, która się nie spełniła*. Więc w jaki sposób miałaby się zestarzeć? Lopatin: Dokładnie. Już samo to, że sięgnęliśmy po takie efekty, dowodzi nieprzemijalnego czaru naszej muzyki. Pitchfork: Podobno zainspirował was szerzej nieznany zespół z Polski, Kombi. Możecie powiedzieć o nim coś więcej? Ford: Parę lat temu koncertowałem w Polsce z moją starą kapelą, Tigercity... Ej, kolego, wiesz, że nigdy nie zrecenzowaliście naszej płyty? No, w każdym razie, na jeden koncert przyszedł jakiś zupełnie zakręcony gość, nie dawał nam spokoju przez cały wieczór, a w końcu wcisnął kilka starych polskich płyt. Na lotnisku w Hamburgu okazało się, że mój bagaż podręczny jest zbyt ciężki, więc część z nich musiałem wyrzucić, ale została mi jedna, „Tabu”. Na początku myślałem, że to jest jakieś wschodnioeuropejskie wydanie „Tambu” Toto, bardzo ich lubię swoją drogą. No ale nie, to było „Tabu”, czyli „Taboo”. Odpaliłem je na discmanie, jeszcze w samolocie i mnie wzięło. Pokazałem Kombi chłopakom z zespołu i powiedziałem Cholera, to jest lepsze niż Scritti Politti, niż Power Station, słuchajcie, musimy nagrać coś w tym stylu! Ale oni byli wtedy kompletnie zakręceni na punkcie Mike & The Mechanics. Powiedzieli, że cała nasza płyta będzie brzmieć jak „Silent Running”, co mnie się wydało troche słabe. Ale nikt nie chciał słuchać. Więc niedługo po nagraniu „Ancient Lover” zgłosiłem się do Daniela, bo temat „Tabu” wciąż nie dawał mi spokoju i zaproponowałem, żebyśmy napisali kilka piosenek w tym stylu. Z wielkimi, elektronicznymi bębnami i klangującym bassem, mieliśmy nawet pomysł, żeby wyprodukował je Bernard Edwards z Chic, ale sprawdziliśmy na Wiki i okazało się, że on nie żyje. Szkoda, muza Kombi by mu podszeła. Pitchfork: Który utwór Kombi zrobił na was największe wrażenie? Ford & Lopatin: „Pamitadż mnaj”! *** W kilka dni po publikacji cytowanego wywiadu, serwis Pitchfork ogłosił, że zespół Kombii weźmie udział w Pitchfork Music Festival ’11 i wystąpi na jednej scenie z Animal Collective, Jamesem Blake’iem i Guided By Voices. Zapytany co o tym sądzi, Grzegorz Skawiński odpowiedział: Mam nadzieję, że uda nam się zaprezentować sporo materiału z trzech ostatnich płyt. (Paweł Sajewicz) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Anna Jurksztowicz – Przenikam 89. Franek Kimono – King Bruce Lee Karate Mistrz [muz i sł: A. Korzyński; 1983]W międzynarodowym pojedynku śpiewających aktorów zwycięzca może być tylko jeden – William Shatner. Na naszym rodzimym poletku zaciętą walkę toczyli natomiast Piotr Fronczewski i Marek Kondrat. Pierwszy z nich, jako Franek Kimono, zaadaptował dla potrzeb żartobliwego projektu muzycznego estetykę uproszczonego disco i synth-popu, które podbijały Europę na przełomie lat 70. i 80. Na fali popularności filmów z Bruce’em Lee okrasił ją dalekowschodnimi elementami, a całość umieścił w nadwiślańskiej scenerii drobnych cwaniaczków, bywalców barów bistro i dyskotek, w których co sobota mieszała się ze sobą bananowa młodzież, dzieci dygnitarzy, peerelowscy normalsi, hedonistyczni reprezentanci świata sztuki i stołeczne prostytutki. Z kolei osiem lat później Marek Kondrat w singlu „Mydełko Fa” podsumował pierwszy etap raczkującej demokracji, w której fonograficzna anarchia zaowocowała niebywałą popularnością nurtu disco polo, odnogą muzyki biesiadnej. Jego skąpana w pianie Cycolina, podobnie jak w 1983 roku „King Bruce Lee Karate Mistrz”, w mig podbiła serca Polaków. Co ciekawe, za oboma projektami stała ta sama osoba, Andrzej Korzyński. Jego prześmiewcze teksty doskonale puentowały realia ówczesnej Polski, z pasją karykaturzysty wyolbrzymiały przywary rodaków, ale też z sympatią kreśliły specyfikę tutejszego folkloru. Pastisz ma jednak to do siebie, że aby godnie zaistnieć na kartach historii, musi się bronić czymś więcej niż tylko bezlitosną gębą satyry. Z perspektywy czasu „King Bruce Lee Karate Mistrz” okazał się klasykiem polskiego disco, który ze śmiałością wykorzystywał zdobycze technologiczne lat 80. ( automat perkusyjny Roland TR-606), poszczególne powiedzenia zakorzeniły się w języku niczym frazy z filmu „Rejs”, a cała stylistyka nieustannie powraca jako trop w kolejnych tekstach kultury. „Mydełko Fa” zaś wciąż zbyt mocno kojarzy się ze wstydliwym zjawiskiem, które toczy gust już nie tylko milionów Polaków, ale także miliarda Chińczyków. (Marta Słomka) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Kapitan Nemo – Wideonarkomania Różowe Czuby – Dentysta sadysta 88. Krystyna Prońko – Kto dał nam deszcz [muz: K. Prońko, W. Olszewski; sł: M. Maliszewska; 1980]Aranżowanie, to ogół czynności twórczych i technicznych, związanych z rozwinięciem utworu muzycznego i nadaniem mu nowego obrazu dźwiękowego – taki cytat z pierwszego polskiego podręcznika aranżacji muzyki rozrywkowej umieścił na swojej stronie internetowej Wojciech Olszewski, współtwórca jednej z najlepszych piosenek w repertuarze Krystyny Prońko. „Nadanie nowego obrazu dźwiękowego”, ależ to brzmi! Tak jakby aranżer przyoblekał utwór w dźwięki i wartości wcześniej przed uchem ukryte, dla ucha niedostępne, co w zasadzie nie wydaje się interpretacją odległą od prawdy. W dorobku Olszewskiego, który aranżerem jest wziętym i pierwszorzędnym, całą magię obrazu dźwiękowego słychać (widać?) właśnie w „Kto dał nam deszcz”. Kompozycja to dość prosta, nawet jeśli nieoczywista, tocząca się niespiesznie jak spontaniczny jam, którego leniwy krajobraz niezauważalnie wznosi się ku hymnicznej melodii instrumentalnego mostka. Jednak nie temat, ale smakowite ozdobniki decydują o klasie utworu z tzw. „czwórki”. Nieświadomy cytat z „Black Cow” Steely Dan (Drink your big black cow vs Więc świeczkę zapal mu ), stylowe dęciaki, które z początku jedynie komplementują głos wokalistki, by po refrenie zająć pierwszy plan w pełnym napięcia, ale pozbawionym patetycznego dramatyzmu crescendo. Och i ach. Daję słowo, to piosenka-błyskotka, pełna wdzięku i elegancji, które w siermiężnych studiach nagraniowych Polski Ludowej były towarem deficytowym. Ciekawe też, że z chronologicznego punktu widzenia „Kto dał nam deszcz” można by uznać za produkt akademicki, stworzony przez dwójkę studentów Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej katowickiej Akademii Muzycznej. A do tego dla obojga było to coś na kształt pierwszego wyjścia z mroku. Z pewnością można tak powiedzieć o znaczeniu „Kto dał nam deszcz” w dyskografii Krystyny Prońko. To pierwszy raz, kiedy piosenkarka, która – jak sama mówi – komponowała od dziecka, zdecydowała się zamieścić własny utwór na płycie (w tym przypadku na wydanym w 1980 roku podwójnym singlu, na którym znalazły się jeszcze dwie inne jej kompozycje). Jeśli chodzi o Wojciecha Olszewskiego, nie znalazłem informacji o jakichś wcześniejszych jego dokonaniach. Po latach współpracownik Prońko dojrzał, okrzepł, sam zaczął nauczać. Ale tak dobrej roboty jak przy „Kto dał nam deszcz” już chyba nie wykonał. (Paweł Sajewicz) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Krystyna Prońko – Poranne łzy Urszula Dudziak – Space Lady 87. Halina Frąckowiak – Jesteś spóźnionym deszczem [muz: J. Skrzek; sł: J. Matej; 1977]Jeśli Józef Skrzek faktycznie był – jak chce Paweł Sajewicz – polskim Steviem Wonderem, to ten nasz Wonder miał też swoją Minnie Riperton. Jak wcześniej Niemenowi, w latach 1977-1981 SBB akompaniowało Halinie Frąckowiak. W tym przypadku to jednak sam Skrzek komponował cały materiał. Efektami tej współpracy były albumy „Geira” i „Ogród Luizy”. Ten drugi, bardziej konceptualny, wypełnia przede wszystkim prog-rockowy patos ballad bratający się z piosenką poetycką (wiersze Wierzyńskiego). Na „Geirze” pojawiają się zaś jeszcze mocarne sophisti-popowe piosenki o jazzowym feelingu, jak np. najbardziej chyba ripertonowskie „Chcę być dla ciebie” czy opisywany opener właśnie. To taka motywowana funkiem jazda bez trzymanki, w trakcie której Skrzek do KORG-owego szkieletu co rusz dokłada nowe klawiszowe blurby, zaś Halina z wprawą soulowej divy atakuje nas kolejnymi melodiami. Te zresztą wynikają z siebie najnaturalniej w świecie, a przecież kto spodziewa się takich rozwiązań w piosence pop? Czy będzie to bliska akrobacjom Urszuli Dudziak wokaliza, albo raczej: główny riff wokalny (!), nerwowe zwrotki, pre-chorus z Frąckowiak rozmnożoną na taśmie, czy z gracją balansujący góra-dół refren. Twórcy oferują nam te wszystkie operacje w niespełna minutę i to jest właśnie przykład idealnie skondensowanej popowej konstrukcji. To, że w środku znalazło się jeszcze miejsce dla zespołowego jamu musiało wynikać ze Ślązaków tendencji do instrumentalnego rozpasania. Jak dobrze, że ten tutaj tak wyraźnie siedzi w estetyce Sly & The Family Stone. (Jędrzej Szymanowski) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Zdzisława Sośnicka – Żyj sobie sam Kombi – Jak ja to wytrzymam 86. Kult – Arahja [muz: Kult; sł: K. Staszewski; 1988]„Arahja” równa się Kult, Kult równa się „Arahja”. W ślad za obserwacją, że oto słuchamy esencji poczynań zespołu, którego w ramach rockowej nomenklatury nijak nie idzie zaklasyfikować, pojawia się sugestia, że być może mamy do czynienia z najoryginalniejszą z wielkich grup polskiego rocka. Spójrzmy: oto rockowy – co do tego nikt nie ma wątpliwości – band, którego specjalnością stało się marginalizowanie roli gitar. Jego wokalista raczej skanduje niż śpiewa, ale robi to z podniosłością znamienną dla tuzów stadionowych spektakli. Wreszcie piosenka posiada klasyczny singlowy format trzech i pół minuty, ale szydzi sobie z niego w najlepsze, mantrycznie powtarzając sekwencję tych samych akordów i identyczną dla pseudozwrotki i pseudorefrenu melodię. Tak, „Arahja” to ucieleśnienie polish rocka, ale rozumianego mniej jako zbiór inspiracji zespołu Nerwowe Wakacje, a bardziej jako definicja muzycznego smaku polskiego studenta, dekalog rodzimej sceny alternatywnej: świata dawno rozszyfrowanych metafor, melodii bez zakrętów i monumentalnych emocji. Utwór niesiony charyzmą Kazika, jego poetycką wizją podzielonego Berlina (czy tak brzmiałoby „The Wall”, gdyby powstało w PRL-u?) i narastającą ekspresją; utwór, w którym temperatura wzrasta odwrotnie proporcjonalnie do muzycznej inwencji zespołu; który swoją przygnębiającą, socrealistyczną monotonią buduje napięcie lepiej niż niejeden miotający przysłowiowymi septymolkami jazzman. Ale hej, to tylko rock – sposób na wyrażanie najważniejszych emocji najprostszymi środkami. Nawet jeśli takiego polish rocka nie grał nikt przed nimi. (Kuba Ambrożewski) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Kult – Do Ani Kult – Piosenka młodych wioślarzyZnacie może jakieś podobne filmy do '3 metry nad niebem ' lub 'ostatnia piosenka '? 2013-03-30 18:10:47; Jak nazywa się ta piosenka RBD, która leci na początku lub na końcu filmu? 2010-01-09 15:27:21; Jak się nazywa piosenka z Camp Rock 2 która leci na końcu filmy? 2010-09-22 15:46:34; Jak sie nazywa 2 cześć filmy,,Trzy metry nad Nie mamy ostatnio w tej Polsce lekko. Nastroje społeczne nie napawają optymizmem, jednak świat kręci się dalej, a muzycy wydają płyty. Chociaż tyle dobrego. Źle się dzieje w państwie polskim. Niezależnie od tego, jakie macie poglądy, atmosfera wzburzenia, gniewu i niepokoju, która niedawno osiągnęła tutaj apogeum, odbija się na każdym z nas. Październik był miesiącem, w którym przesłuchałam najmniej nowości od bodaj dwóch lat. Zamiast szukać nowych dźwięków, zanurzałam się w kapelach, które były mi bliskie... w dziecko lat 90. jeszcze znam podział młodzieży na subkultury, który dzisiaj chyba się już trochę zatarł. 15 lat temu byłam (albo bardziej chciałam być) punkiem, który szybko ewoluował w metala. Jak śpiewa Happysad (cytuję Happysad, nie jest dobrze) - "Bo człowiek nie jest taki, co by siedział w cieniu, chciałby się buntować, no ale nie ma przeciw czemu". Wtedy to była prawda. Dzisiaj do buntu mam powodów tyle, że "nie nadążam zmieniać nakładek na Fejsie". I wiecie co? Nie ma w tym nic może właśnie na fali tych buzujących naokoło uczuć, bardzo przemówiła do mnie najnowsza płyta Maćka Maleńczuka. Nasz polski Marilyn Manson (kto to wymyślił?) wrócił do tego, co potrafi robić najlepiej - komentowania otaczającej go rzeczywistości. Na płycie "Klauzula sumienia" muzyk raczej odbiega od polityki, jednak świetnie podsumowuje polskie społeczeństwo. Z żalem i złością wytyka nam wszystkie przywary i nie bierze jeńców, obrywa się niemal każdemu. Robi to w sposób smaczny, pewny, dobitny, ale nie prostacki. A co najważniejsze nie wyczuwam w tym przekazie śladów "boomerstwa", które powoli wypełnia albumy polskich wykonawców starszej w Antyradiu: Najlepsze płyty października Gruzja. Ech, Gruzja. Tym razem w splicie z Neon Scaffold. Myśleliście, że nie dadzą rady popłynąć bardziej niż do tej pory? Potrzymajcie im piwo. Muzycy podjęli współpracę z równie osobliwymi artystami i sama nie wierzę w to, co piszę - część Neon Scaffold, której treści za nic nie rozumiem - podoba mi się na tym krążki bardziej. Gruzja przy materiale swoich kolegów wypada znacznie mniej szaleńczo - ich działka na płycie jest wskroś depresyjna i nostalgiczna. Za to próba oddania kolorowego, acz zepsutego i niebezpiecznego Bankoku za pomocą różnorakich dźwięków i stylów u Neon Scaffold, wypada na tyle dobrze, że bez znajomości języka, jestem w stanie poczuć bijący z tego materiału niepokój i zagubienie ukryte pod płaszczem podniecenia i fascynacji. Przed odpaleniem płyty, spodziewałam się zupełnie innych emocji. Ciekawy plot twist. Zastanawiałam się, czy nowe wydawnictwo Ghostemane mogę zakwalifikować do muzyki rockowej lub metalowej. Jednak skoro zrobiłam to z Poppy, to tutaj chyba też zostanie mi wybaczone. "ANTI-ICON" jednym słowem? "Creepy". To 36 minut ciągłego napięcia, a od nadmiaru różnorodności zarówno muzycznej jak i wokalnej tego anty-muzyka można nabawić się klaustrofobii. Ghostemane może być jednocześnie Marilynem Mansonem i Jonathanem Davisem, a w jego kompozycjach znajdziecie ślady ścieżek dźwiękowych z ulubionych horrorów obok industrialnych zagrań w stylu Nine Inch Nails. Bardzo to wszystko dziwne, głośne i upiorne, ale jednocześnie świetnie przemyślane i na metalowy Dziki Zachód zafundowali mi z kolei muzycy Wayfarer. Trv fani black metalu nie będą zadowoleni, ale że nigdy do nich nie należałam, to mogę ze spokojem cieszyć japę przy kolejnym odsłuchiwaniu "A Romance with Violence". Tam tradycyjny black spotyka gitarę akustyczną, doom i inne post-metalowe kombinacje. A kiedy muzyka jest w stanie oddać kowbojską atmosferę, aromat whiskey i kurz unoszący się w suchym, gorącym, gęstym powietrzu - zawsze wciągnie mnie bez reszty. Na tym krążku nie ma przebojów, żaden utwór nie zapadł mi szczególnie w pamięć. Jednak materiał sprzedawany jako całość, ma we mnie kupca. Kolejni blackmetalowcy, którzy zawładnęli w minionym miesiącu moimi głośnikami to reaktywowana w ostatnich latach grupa Mörk Gryning. Muzycy na "Hinsides Vrede" nie próbują na siłę nadążać za nową falą swojego gatunku, która swoje już nakombinowała z różnymi skutkami. Panowie wracają i serwują nam powrót do lat 90. Chociaż bębny dudnią jak oszalałe, a struny palą im się pod palcami niemal w każdym numerze, muzycy nie boją się barwić swojej surowej muzyki kolorowymi przeszło mi przez głowę, jak dawno w żadnym z moich miesięcznych podsumowań nie było doom metalu. O gatunku, z którym kilka lat temu się nie rozstawałam, przypomniał mi Pallbearer. Grupa wydała w październiku płytę zatytułowaną nomen omen "Forgotten Days". Krążek jest bardzo ciężki i smutny, a jednocześnie niezwykle relaksujący. Muzycy czerpią garściami z legend - obowiązkowo z Black Sabbath, ale też Pink Floyd czy grungowego nurtu spod znaku choćby Alice In Chains. Chociaż Pallbearer jest wierny swojej stylistyce, stara się szukać nowych rozwiązań i muzycznych ścieżek. "Forgotten Days" to najprawdopodobniej najlepszy album doomowy tego roku. Najlepsze płyty rockowe i metalowe października 2020 PS. Miesiąc temu strasznie dałam ciała. W zestawieniu powinna znaleźć się Hostia ze świetną płytą "Carnivore Carnival". Zanotowałam, że wychodzi na początku października i bezdusznie ją pominęłam. Koniecznie sprawdźcie. Kajam się i wrzucam poniżej tytułowy kawałek z krążka.